Ten tydzień jeszcze do najgorszych szkolnych nie należy, więc łapcie kolejną recenzję! A od przyszłego podejrzewam, że znajdziecie u mnie w końcu kolejny wpis z cyklu 'Książka a film' oraz być może coś z serii postów o mnie, którą mam nadzieję zacząć, o ile znajdę na to czas :)
Tytuł: "Cień nocy"
Autorka : Andrea Cremer
Cykl : Cień nocy (tom 1)
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania polskiego: 2011
Stron: 415
Ocena: 4/10
"Cień nocy"... Szczerze powiedziawszy, bardzo ciężko przychodzi mi umieszczenie tej książki na skali 1-10. Naprawdę się zdziwiłam, gdy zobaczyłam, że jej średnia ocen na LC wynosi aż 7,39, czyli... Więcej niż posiada np. "Miasteczko Salem" ! , do którego - według mnie - nawet nie ma co porównywać "Cienia nocy". Skąd tak wysokie noty tej powieści? Nie wiem. Zaczęłam się zastanawiać, czy czytałam tę samą historię, co wszyscy inni. Jak to wyglądało z mojego punktu widzenia?
Akcja tej powieści rozgrywa się w małym miasteczku na zboczu góry,a jej głównym motywem są wilkołaki. Sami siebie nazywają oni jednak Strażnikami. Wataha zamieszkująca zbocza tego wzgórza jest podzielona na dwa klany - Karę Nocy i Cień Nocy. Każdy z nich ma za zadanie ochraniać inną jego część. Przepraszam, poprawię się - takie zadanie miały one do tej pory. Miały, bo, według planu, podczas święta Samhain alfa Kary Nocy i Cienia Nocy zwiążą się ze sobą, tworząc nowy, młody klan.
Komplikacje pojawiają się, gdy do miasteczka przybywa pozornie zwykły chłopak - Shay, a Calla zaczyna gubić się w swoich uczuciach. Stoi na rozdrożu i musi podjąć decyzję, czy ma podążać za własnym sercem, czy też działać dla dobra watahy.
Mimo iż opis nie brzmi może aż tak zachęcająco, to uwierzcie mi - na słowo lub, jeśli wolicie, przekonajcie się sami - fabuła jest naprawdę dobra. Uważam, że stanowi ona najlepszą część tej opowieści, nie mam się zbytnio do czego "przyczepić". Chyba nie muszę mówić, iż jest ona przeznaczona raczej dla młodszych czytelników, co nie znaczy, że nie spodoba się także starszym, jeżeli akurat lubicie takie tematy :)
A teraz proszę, zadanie dla Was. Kto się kiedykolwiek zawiódł na książce z genialną fabułą - rączka do góry!
Niestety, dobra historia to nie wszystko. Trzeba ją także umiejętnie "udekorować" słowami, a z tym już w "Cieniu nocy" nie było tak dobrze. Styl pisarki... Po prostu mnie denerwował. Był bardzo prosty, potoczny. Co prawda - na całe szczęście - nie znajdziemy tam młodzieżowego slangu, ani wyrażeń, które aż kłują w oczy, ale mimo tego... Coś mi nie pasowało. Nie umiem wam powiedzieć, co to dokładnie było. Miałam wrażenie, że autorka podsłuchała rozmowę dwójki osób i bez żadnej przeróbki przelała ją na papier, a ja oczekuję po powieściach troszkę ładniej brzmiących zdań, lepszej składni i tak dalej... Czytając, chcę czuć, że czytam. W tym przypadku, niestety, mocno się zawiodłam.
Kolejnym minusem jest fakt, iż cała fabuła - chociaż dobra - rozgrywała się zbyt szybko. Było to bardzo naciągane, jakby Cremer spieszyła się z dokończeniem tej powieści. "Byle by było". Tworzyło to kolejną wadę, czyli bardzo naiwnych, denerwujących bohaterów.
Kiedy czytałam o tym, że Calla czuje się zobowiązana do poślubienia alfy drugiego klanu, a dwie strony dalej całowała się z innym chłopakiem, to krew mnie po prostu zalewała. Odniosłam przez to wrażenie, iż cała książka kręciła się wokół rozterek miłosnych głównej bohaterki, a z pewnością nie o to chodziło. Sam pomysł był dobry, ale można go było zrealizować o wiele bardziej umiejętnie.
Podsumowując - była to naprawdę trudna w ocenie pozycja, bo wiem, że gdyby nie strona techniczna, to byłabym właśnie po lekturze genialnej powieści. Niestety, nie mogę nawet powiedzieć, że należy ona do tych przeciętnych. Ot, dobra dla roluźnienia po cięższej tematyce.
Druga część tej serii zagości u mnie na półce głównie ze względu na intrygujące zakończenie "Cienia..". Napawa mnie ono nadzieją, że cykl będzie się coraz to polepszał, a nie na odwrót. No a poza tym... Okładka jest piękna i ślicznie wygląda na mojej półce! ;)
Recenzja bierze udział w wyzwaniu:
1. Czytamy opasłe tomiska
Nie znam serii, ale po Twojej recenzji tym bardziej nie mam na nią ochoty
OdpowiedzUsuńNo cóż, książka nie za bardzo się wpasowuje w mój gust czytelniczy, więc raczej mnie nie zainteresuje. A jeśli chodzi o to, co napisałaś na samym początku - trzymam kciuki za to, byś miała więcej czasu, bo to, co zapowiadasz, brzmi bardzo, bardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuńCałkowicie nie moja tematyka... A Twoja ocena nie zachęca, więc na pewno nie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Wow, ostra recenzja :D U siebie też oceniłam tę książkę (obie części), tylko, że mi się bardzo podobały. A jeśli chodzi o okładkę, to angielska wersja jest o wiele, wiele ładniejsza :)
OdpowiedzUsuń4/10 ? W takim razie nie warto tracić na nią czasu.
OdpowiedzUsuńSłyszałam już sporo o tej pozycji. Jedni ją chwalą, inni ganią. Aż ciekawa jestem jak ja bym ją odebrała. Rozejrzę się za nią...
OdpowiedzUsuń