Tytuł: "Kwiaty na poddaszu"
Autorka: Virgnia C. Andrews
Wydawnictwo: Świat książki
Rok polskiego wydania: 2012
Stron: 380
Ocena: 8/10
Jest to pozycja bardzo rozchwytywana w mojej bibliotece. Długo się naczekałam w kolejce, żeby w końcu ją zdobyć. Ale miałam! Przeczytałam! Oceniłam.
Wydanie jakie możecie zobaczyć powyżej jest tak właściwie wznowieniem tej książki. Podobno jest ona bestsellerem od wielu lat. Porusza tak kontrowersyjne tematy, iż została zakazana w kilku stanach USA. Gdy zaczynałam ją czytać, nie wiedziałam o czym opowiada. Nie pokusiłam się nawet o zapoznanie się z opisem z tyłu okładki. Wiele razy słyszałam, że jest świetna, więc podeszłam do tej pozycji z pewnością i nawet nie czułam potrzeby wcześniejszego zapoznawania się z fabułą, bo i po co? Wiadomo jednak, że i tytuł, i okładka sugerują naszej podświadomości o czym, być może, opowiada lektura. Czy spodziewałam się takiego obrotu spraw patrząc na oprawę tej książki? Zdecydowanie nie.
Cathy, Chris, Cory i Carrie byli normalnym rodzeństwem. Szczęśliwa czwórka dzieci, która dni spędzała z mamą w oczekiwaniu na powrót ojca, jeżdżącego po kraju w sprawach biznesowych. Niestety, los tak chciał, iż pewnego razu nie wrócił już do domu. Nieszczęśliwy wypadek, ot co. Wtedy właśnie zaczęły się problemy. Okazało się, że rozbitej rodziny nie stać na utrzymanie domu. Musieli się wyprowadzić. Kierunek? Posiadłość dziadków. Niemałe zaskoczenie spotkało ich, gdy już tam dotarli. Okazało się bowiem, iż matka dawno została wydziedziczona, a chcąc z powrotem wkupić się w łaski swojego ojca ukrywa przed nim istnienie jej pociech. Rodzeństwo zostaje zamknięte na poddaszu i tam czeka, aż wszystko się ułoży i będą mogli wrócić do swojego normalnego życia. Podobno to potrwa tylko kilka dni..
Opinie co do "Kwiatów na poddaszu" są podzielone. Dwie grupy ich czytelników to Ci, którzy tę książkę pokochali i Ci, którzy ją znienawidzili. Nie spotkałam się chyba z kimś, kto miałby wypośrodkowane zdanie na jej temat.
Ja należę mimo wszystko do tej pierwszej grupy. Ciężko mi jednak stwierdzić, iż "pokochałam" tę pozycję. Bardziej jestem nią zafascynowana, zaskoczona, zaintrygowana... Podczas jej lektury obudziły się we mnie uczucia i wrażenia, których nigdy jeszcze nie czułam podczas czytania żadnego tytułu. Nie wiem czym było to spowodowane, jeśli mam być szczera. Wydaje mi się, że to atmosfera tej książki, ktora cały czas utrzymuje się na takim samym, przygnębiającym poziomie wprawiła mnie w taki nastrój. Niewątpliwie porusza ona także ciężkie tematy , o których nie rozmyślamy na codzień. A przecież one istnieją. Prawda, raczej nie w takiej formie, jak tu przedstawiono (chociaż kto wie?), ale istnieją. Tematy tabu, o których nie rozmawiamy, ani nawet nie myślimy. A mimo wszystko, one są - tu, obok nas - i czekają, aż ktoś w końcu zauważy ich istnienie, głośno je skomentuje. W "Kwiatach na poddaszu" są one ukazane bardzo wyraźnie. I w końcowym rezultacie przychodzi mi na ten temat do głowy jedno pytanie - kim my jesteśmy, aby osądzać, co jest słuszne, a co nie?
Książka bierze udział w wyzwaniu: